Pokora i Proces
Kiedyś stworzyłam sobie taką samoprzylepną karteczkę za namową przyjaciółki i nakleiłam ją na ścianie mojego biura-klasy. Miała mi przypomnieć o tym, że do końca czerwca 2018 roku stworzę pierwszy kurs online. Pod dyktando słynnej Martosfery brzmiała ona tak: „Umawiam się sama ze sobą, że do końca czerwca stworzę kurs online.” Jakoś ani karteczka, ani mantra na mnie jednak nie zadziałały … W międzyczasie zmieniłam plany i kurs poszedł w odstawkę wraz z zainwestowanymi pieniędzmi na szablon strony www dedykowanej moim przyszłym kursom.
I dziś z rana na FB wpadło mi zdjęcie i wspomnienie o planerze, który zrobiłam i wydałam w CER Druk u mojej kolejnej przyjaciółki (mam same super dziewczyny ? ). To było dwa lata temu … i nagle mnie tak tknęło …
Dziś przecież kończę planer, który przerobiłam na udoskonaloną i rozszerzoną wersję online wraz z pierwszym kursem online …. (i chyba nie muszę, mówić, jaka jestem z niego mega dumna i podekscytowana!).
I przyglądając się niczym z lotu ptaka temu wspomnieniu sprzed dwóch lat, pomyślałam sobie o niewidzialnym procesie, który cały czas z pokorą i cierpliwie we mnie się zadziewał. O procesie w tle, który przygotowywał na na to, co sobie zaplanowałam i wymarzyłam.
I nagle kolejna lampka mi się zapaliła. Dziś też miałam odebrać mój dyplom coacha, który czeka na mnie w skrzynce (mróz mnie odstraszył i wybrałam kocyk). Pierwszy kilkumiesięczny kurs „Coaching w biznesie” robiłam dziesięć lat temu. Choć byłam zachwycona tym narzędziem, nawet nie śniłam, że mogę zostać wtedy coachem. Dziś nim jestem i właśnie kończę przygotowywać program coachingowo- mentorski w kontekście nauki języka. (I to będzie hit! No musi być! ?)
I spoglądając wstecz na moje perypetie z coachingiem sprzed dziesięciu laty, znowu przychodzi mi na myśl cichy, skromny, nieoczekujący poklasku proces, który przygotowywał mnie na moment, kiedy będę w końcu gotowa ….
„Jesteśmy tym, co robimy codziennie.” – takie zdanie dziś wybrzmiewało mi niczym dzwony na Wieży Zygmuntowskiej przez cały poranek, kiedy próbowałam uczesać te nieokrzesane myśli i nadać im jakąś sensowną formę na dzisiejszy wpis.
Jeśli jednak nie udało mi się dostatecznie okiełznać tych rozbieganych wynurzeń, to spróbuję je ubrać w następującą konkluzję „Zaufajmy procesowi, bądźmy cierpliwi i działajmy. Reszta przyjdzie później.”
Dbajmy o siebie,
A.