Kim NIE jesteś?

[Przekonania, które nas zabijają, czyli o tym jak nieświadomie zostałam sprzedawcą-ekspertem!]

Jakieś dwa tygodnie temu miałam okazję realizować projekt w swoim macierzystym klubie mówców i liderów. Ów projekt składał się z dwóch części: z mini wykładu na temat skutecznej sprzedaży oraz z odegrania roli sprzedawcy, w którym miałam przekonać innego klubowicza do kupienia mojej ekskluzywnej usługi dla biznesu (wybrałam moje LC MM, czyli spotkania mastermindowe i udało mi się! ? ).

“Nie cierpię sprzedawać, nie znam się na tym i nie leży to w mojej naturze!” – tak zawsze myślałam o sobie w powiązaniu ze sprzedażą. Na samą myśl, żeby komuś cokolwiek sprzedać, dosłownie mnie mdliło. Ktoś kiedyś sprytnie zapytał mnie w stylu à la “coachingowym”: “Dlaczego tak jest, Agata?” Po krótkim namyśle odpaliłam: “Bo nikt mnie tej sztuki nie nauczył a dodatkowo sprzedaż w naszej kulturze jest, być może niesłusznie, pojmowana jako złe, niemoralne, brudne działanie.” Wywołana nagle, jakby do odpowiedzi, przyznam się, że byłam wtedy bardzo zadowolona ze swojej riposty.

Takie tłumaczenie miało sens. Primo: nie lubimy czegoś, czego nie znamy i nie umiemy (dowodem czego są choćby moi kursanci, którzy przychodzą do mnie powalczyć z anglojęzycznymi demonami przeszłości lub ja versus fizyka/chemia/matematyka plus moje zmory przedsiębiorcy, czyli sprzedaż/marketing). Secundo, nie mamy czasu, siły i świadomości, żeby weryfikować wszystko, co podaje nam na tacy świat dookoła nas i to na dobitkę od pierwszych dni naszego żywota. “Sprzedaż to naciąganie” – istnieje spore ryzyko, że taką tezę przyjmiemy właśnie jako fakt niezaprzeczalny.

Jednak moje tłumaczenie miało tylko częściowo słuszne uzasadnienie.

Jakiś czas temu podczas spotkania LC Mastermind, sama je prowadząc, doznałam poważnego olśnienia. Rozmawialiśmy właśnie o tym jak się postrzegamy, kiedy jedno zdanie z książki o prawach rozwoju Johna C. Maxwella przykuło moją uwagę i zaczęło wręcz do mnie krzyczeć (też tak czasami macie?). Uwaga: ”To nie to kim jesteś hamuje Ciebie, tylko to, kim myślisz, że nie jesteś”. Tamtaaa! Moja uwaga tak bardzo skupiła się na tym, kim nie jestem (czyli w swoich oczach nie jestem sprzedawcą, marketingowcem – nie umiem sprzedawać swoich usług – na szczęście istnieje jeszcze poczta pantoflowa i wyszukiwarka Google ? ), że w rezultacie całkowicie mnie paraliżowała do jakichkolwiek działań. Miałam swoją wymówkę, która jednak odbierała mi mnóstwo energii, bo nie rozwiewała ani problemu ani moich nieustannych rozmyślań nad moją niekompetencją sprzedażowo-marketingową – wręcz przeciwnie – kumulowała czarne, niepokojące, stresujące chmury nad moją głowiną.

Wróćmy jeszcze jednak na chwilę do mojego klubowego projektu. Z racji wiadomego natłoku obowiązków przedsiębiorcy, a właściwie “one-woman-show”, nie miałam niestety wystarczająco dużo czasu na pieczołowite przygotowanie się do tematu. W wigilię spotkania, przygotowałam swój model sprzedażowy i stosowne do niego objaśnienia (zdecydowanie niezalecana praktyka). Przygotowując się jednak do mini-wykładu, czułam się jak … ryba w wodzie! Skąd ja tak dobrze znałam i czułam tę z pozoru obcą i nielubianą mi tematykę???

Moja koleżanka powiedziała pod koniec spotkania: “Niemożliwe, żebyś przygotowała to wszystko w jeden wieczór!”. Poniekąd miała rację – ja przecież zbierałam doświadczenie i wiedzę od ponad dekady.

Problem w tym, że moje ograniczające przekonanie nie tylko rodziło we mnie negatywne emocje do samego zagadnienia, ale wprowadzało mnie w stan destrukcyjnego umniejszania sobie: swojej wiedzy, eksperckości, swoim kompetencjom. W trakcie mojego wystąpienia padły w pewnym momencie takie słowa z moich ust: “Nigdy nie byłam i nie jestem dobrym sprzedawcą”. Te wypowiedziane zdania, przynajmniej częściowo, przekreśliły cały wizerunek mnie jako rzekomego eksperta sprzedaży, tworzonego na potrzeby realizowanego projektu w klubie. Na kartach z informacją zwrotną dostałam od wielu osób zapytania: “JAK TO NIE JESTEŚ??? JESTEŚ!!! Nawet bardzo” lub “Dlaczego sobie tak umniejszasz? Tymi zdaniami przekreśliłaś całą swoją wiarygodność. Czar jakby prysł, a przecież początkowo wywarłaś na nas fenomenalne wrażenie”.

To się rozpisałam, ale bardzo chciałam podkreślić wagę i znaczenie naszych (ograniczających) przekonań na temat siebie i zmusić Was tym samym do refleksji nad swoimi demonami.

Jakie Ty destruktywne przekonanie na temat tego KIM NIE JESTEŚ nosisz w sobie? Czy jest to być może “niebycie” utalentowanym mówcą publicznym, dobrym rozmówcą w języku obcym, dobrym rodzicem, szefem itd.?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top