Czy zawalczysz o swoje marzenie i powiesz tak?

POWIEDZ TAK!

Miałam marzenie.

Wychowana częściowo na filmach polskich a częściowo na amerykańskich, zapragnęłam najpierw nauczyć się języka a potem wyjechać, czy też raczej odwiedzić Stany Zjednoczone.

Rok 2000 – otrzymałam wizę do … Wielkiej Brytanii. Cudem wpuścili mnie do kraju. Miałam szczęście dostać fantastyczną miejscówkę w … kurniku i pracować w mokrych szkockich truskawkach, dzień w dzień. Po półtora miesiąca sezon się skończył. Przenieśli mnie do Anglii. To był obóz … pracy … Uzbierałam większość potrzebnych pieniędzy na bilet, wizę i wszelkiego rodzaju formalności. Następnego roku czekając w długich kolejkach, przechodząc żmudne rekrutacje oraz zapewniając wszystkich, że “tak, będę najcudowniejszym uzupełnieniem zespołu kuchennego”, otrzymałam pracę sezonową w USA na najbliższe kilka miesięcy. Miałam zostać pomocą kuchenną w Vermoncie, stanie, który przyjezdni Amerykanie określali jako: środek “fucking nowhere”. Na pomoc kuchenną jednak się nie nadawałam. Zaczęłam pracować jako pomocnik kelnera, sprzedawca hamburgerów, potem jako kelnerka i hostessa i .. moje serce nie posiadało się z radości. Klimaty hip hopu, American boyfriends i mnóstwo szczęścia w postaci kalorii, które ujawniły się w formie wałków po powrocie do ojczyzny… sprawiały, że żyłam moim marzeniem.

Po 5 miesiącach musiałam wracać, ale ostatnie kroki z namaszczeniem stawiałam na płycie lotniska powtarzając jak mantrę: “Obiecuję, że wrócę, obiecuję, że wrócę, obiecuję, że tu wrócę”.

Tak było za każdym razem, przez kolejne 6 lat. Zmieniały się tylko okoliczności przyrody – czasami miewałam, na przykład, spotkania z misiami oko w oko, czasami z aligatorami, a czasami recydywistami. No cóż. Uwielbiałam ten kraj. Być może spotkałam nawet samego Johna Maxwella w Highlands w Północnej Karolinie, gdzie z kolei pracowałam na polu golfowym, a on – guru przywódżtwa – ponoć lubił grywać tam w golfa.

Jednak ostatnim razem wracając do Polski, nie złożyłam sobie obietnicy i nie przeprowadziłam mojego małego rytuału. Miałam marzenie? Nie, już go nie miałam. Zdradziłam je, przyjmując za pewnik, że powrócę do USA … kiedyś …

Minęło 13 lat. Mój przyjaciel wspomniał coś o organizacji – trener – mówca – coach John Maxwell Team! Szczyt marzeń wytrawnego Toastmastera! Tylko, że wpisowe było dość pokaźne …

Pamiętam jak dziś. Ponad rok temu. Siedzę w mojej klasie/biurze na poziomie – 1 i trzymam kartę kredytową w drżącej ręce. Pytam się siebie: “Czy nie powinnam w końcu wyjść z tego podziemia – dosłownie i w przenośni? Czy nie marzą mi się wielkie, przeszklone okna biurowca …? Może nawet w samym Nowym Jorku? Czyż nie chcę przemawiać, szkolić i coachować na całym świecie? Czyż nie chcę wrócić do moich wojaży, choć teraz już na innych zasadach?”

Biorę kartę i płacę za moje marzenie. Jest! Mam swoje marzenie! Wróciło! To nie jest jednak zasługa karty kredytowej i wielomiesięcznego zadłużenia, ale rezultat odwagi, determinacji i w końcu podjętej decyzji.

“Dziś jestem z Wami, w samym centrum Orlando, w hotelu Marriott i za chwilę zostanę certyfikowanym trenero-mówcą-coachem. Dziś nie jestem już pomocnicą kelnera, hostessą, kelnerką, wystraszona sierotką Polką. Dziś jestem tu z powrotem, bo mam jeszcze większe marzenia i jestem ich w pełni świadoma. Czuję, że mam moc sprawczą.”

Tak właśnie planowałam zakończyć moje przemówienie podczas konferencji certyfikacyjnej John Maxwell Team w marcu, ale sześć dni przed wylotem na konferencję zawieszono loty i odwołano konferencję.

Czy załamałam się? Poddałam?

Nie! Dziś wiem, że nie wolno lekceważyć swojego marzenia. Należy o nie walczyć. A przede wszystkim, w pierwszej kolejności trzeba powiedzieć sobie i swojemu marzeniu zdecydowane, stanowcze, kategoryczne TAK. Bo nasze marzenie to my. Dlaczego więc mielibyśmy z nim negocjować?

*************

A mowę w wersji zmodyfikowanej ostatecznie powiedziałam na konferencji wirtualnej w zeszłym tygodniu, która brzmiała mniej więcej tak —> kliknij —>  I had a dream. Jeśli masz ochotę, zasubskrybuj mój kanał, który ostatnimi czasy jest poważną konkurencją Inspiratorki (pod względem poświęcanego czasu). 😉

**************

A jeśli znasz kogoś, kto powinien zawalczyć o swoje marzenie, podziel się proszę z nim tym oto postem.

Dbajmy o siebie,
A.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top