Czy umiemy celebrować?

Czy umiemy świętować zwycięstwa zarówno te narodowe jak i swoje własne?

Czy wydaje nam się, że wszystko co mamy nam się należy i nie ma sensu cieszyć się z oczywistości? A może wolimy koncentrować się na porażkach i tragicznych wydarzeniach?

Z rana przypadkiem na IG zobaczyłam wpis na którymś z profili: “Amerykanie dziś świętują Dzień Niepodległości”.
WOW – rzeczywiście, prawie by mi umknęła ta również i dla mnie ważna data. Dzień Niepodległości Stanów Zjednoczonych Ameryki miałam okazję świętować sześć razy – za każdym razem w innym miejscu z innymi osobami i w inny sposób.
Zawsze były to fajerwerki, barbecue, dobra zabawa i dużo śmiechu. Przyznam się, że za pierwszym razem towarzyszyło mi zwyczajne zdziwienie. Święto Niepodległości do tamtego momentu kojarzyło mi się raczej z czymś dostojnym, poważnym, smutnym.
Jednak szczególnie powracam wspomnieniami do roku 2003.
To była moja druga podróż do USA.

Dostałam bilet w ostatniej chwili i wyruszyłam w tzw. ciemno na 6 miesięcy. Nie miałam pracy, noclegu, znajomych. Miałam tylko wizę studencką-pracowniczą i lot wykupiony do Nowego Jorku. Stamtąd miałam się udać do Wildwood w New Jersey w poszukiwaniu za pracą sezonową.

Przyleciałam do Big Apple po 23:00 i postanowiłam przespać się na lotnisku. Szczęśliwie terminal 4, na którym wylądowałam był jedynym otwartym na całym ogromnym lotnisku miejscem w nocy. Przytuliłam się do mojego plecaka – stelaża i tam też przenocowałam.

Z rana zasięgnęłam języka i odnalazłam autokar do Wildwood z przesiadką w Atlantic City. To miał być mój raj. Nie pomyślałam, że to był 4 lipca i żadnego, nawet najdroższego miejsca w hotelu nie oświadczę. Skwar z nieba lecący zapowiadał długi, gorący, wykańczający weekend.

W końcu dotarłam po południu na miejsce. Ujrzałam mnóstwo kolorowych drewnianych domków, a z dala wesołe miasteczko nad oceanem, promenadę, setki spacerujących ludzi i oczywiście dumnie powiewające na każdym rogu amerykańskie flagi.
Wysiadłam z autobusu, rozwinęłam mapę (nie pamiętam skąd ją miałam) i zaczęłam niepewnie kroczyć. Wkrótce nie byłam sama. Przypadkowe osoby podchodziły do mnie i oferowały mi pomoc. W rezultacie, znalazłam się w domu starszej Włoszki, która obdzwoniła wszystkich znajomych z zapytaniem, czy nie mają wolnego miejsca dla miłej dziewczyny z Polski. Sytuacja z kwadransa na kwadrans stawała się dla mnie coraz bardziej dramatyczna, choć wiedziałam, że emigrantka – Włoszka nie zostawi mnie na pastwę losu. Po godzinie okazało się, że jest jeden wolny pokój. Moja wybawicielka zawiozła mnie na miejsce. Przede mną ukazał się wąsaty, szpakowaty mężczyzna w białej, takiej jakby z siatki, koszulce bez rekawów niczym klasyczny “truck driver” z lat 90-tych.

Przedstawiłam się. Odpowiedział coś niedbale w rodzaju: “Hi, how are you”. Po chwili kiedy powiedziałam mu, że właśnie przyleciałam z Polski i szukam miejsca do wynajęcia na kilka miesięcy, odpowiedział: “O, ku%&a! Z Polski jesteś? No cześć. Jestem Jerry!” Jerry, czyli Jurek był przedstawicielem lokalnych zasiedziałych emigrantów z Polski, którzy natychmiast wtajemniczyli mnie we wszelkie intratne miejsca takie jak jadłodajnie za tak zwane pół darmo. Jerry miał jeszcze drugiego kolegę, który nosił ksywkę Angel. Rzeczywiście tak trochę wyglądał: długie, białe, wyblakłe włosy i lekkie, jasne, za duże, przewiewne płócienne koszule. Dumni, że ich towarzystwo się teraz poszerzyło o niewiastę zaznajamiali mnie ochoczo z wszystkimi punktami w mieście. Na koniec dnia zaprosili na taras przed domem i zaoferowali przy akompaniamencie akordeonu w wykonaniu Jerry’ego kieliszek wódki z ogórkiem. (…) Zwyczajnie cieszyli się na swój sposób nie tylko z Niepodległości Amerykanów.
Jak się okazało później, dla moich polskich bohaterów na emigracji, takie świętowanie było na porządku dziennym.

No może nie do końca chodzi mi o takie świętowania Niepodległości, życia, mniejszych i większych zwycięstw, ale jakoś tak przywołane z rana wspomnienia uporczywie każą mi dziś zastanowić się nad jednym pytaniem: czy umiemy celebrować?
No to dziś zostawiam Was tak bez morałów, dobitnej puenty, wniosków. Ma być lekko, letnio i przyjemnie aczkolwiek z delikatną nutką refleksji … 😉
W końcu to sobota. Nie zaszkodzi jednak jeśli podzielicie się Waszymi doświadczeniami: Kiedy i co ostatnio świętowaliście?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top