Kliknij, aby wczuć się w rytmy tego postu 😉 —> Kliknij
Wczoraj przy porannej kawie (no w sumie południowej 😉 ) z radiem Trójka dopłynęły do mnie te słowa piosenki Chic “I want your love” a wraz z nią fantastyczne, energiczne, optymistyczne rytmy! Odstawiłam zahipnotyzowana kawę i zaczęłam pląsać! Boże, jak ja dawno tego nie robiłam. Nie dorobiłam się jeszcze żaluzji w oknach, ale w sumie miałam w nosie, czy ktoś zobaczy mój wyzwalający, dziki, chaotyczny taniec. “Oh, yeah! It feels so good!” – pomyślałam (ekhm zdarza mi się myśleć po angielsku, taka przypadłość).
“This is it!” – kontynuowałam swój wewnętrzny, entuzjastyczny monolog. Ten pomysł przebił inne i wygrał w plebiscycie na tygodniowy wpis blogowy 🙂 I nie, nie. Od razu uspokajam: Inspiratorka nie schodzi na psy i nie chce kupować Waszej uwagi tanią sztuczką w formie tańca pop 😉
Pomysł jest prawdopodobnie mało poważny i zdawać się może pozbawiony głębi, ale co tam – wygłupy są i powinny być nieodzowną częścią naszego życia, nawet w czasach zarazy.
Choć zaraz. Czy są to aby na pewno tylko wygłupy?
Dziś chcę Was nakłonić do wzbierania w sobie energii, która procentuje Wam i całemu swojemu otoczeniu na cały dzień. Jak zacząć dzień? Jak wejść w kontakt z samym sobą a potem całym światem?
Chwytam mój ledwo żyjący laptop, odszukuję piosenkę na spotify’u i lecę z pisaniem wciąż podrygując i przeciągając głowę w lewo i prawo naśladując Afroamerykańskie piosenkarki (raz przyłapana w domu na moich wygłupach usłyszałam, że “kiedyś mi ta głowa jeszcze odpadnie”). 😀
Robię mały research/przegląd w Internecie.
Piszą, w rzekomych rzetelnych źródłach, że muzyka aktywuje te partie mózgu, które zwiększają poziom dopaminy – neuroprzekaźnika odpowiedzialnego za nasze dobre samopoczucie. Muzyka relaksuje ciało. W kolejnym badaniu wykazano, że pacjenci, którzy słuchali muzyki podczas badania kolonoskopii przeżywali mniejszy stres podczas trwania całej procedury niż grupa osób, którym nie towarzyszyła muzyka w tym czasie.
A ja uzmysławiam/przypominam sobie coś jeszcze innego. Kiedy byłam we wczesnym wieku szkolnym, rodzice zauważyli, że przy włączonej muzyce z rana przed pójściem do szkoły, zaczynam się ożywiać, nabieram energii i uśmiecham się od ucha do ucha. Od momentu kiedy to zauważyli, w moim domu z rana zawsze była puszczana zdobyczna muzyka “z zachodu” z kaset własnej produkcji lub kupionej na straganie z nielegalnych źródeł.
Potem, kiedy byłam starsza, zapomniałam o porannym rytuale. Na spotkanie ze światem przygotowywałam się w ciszy, pośpiechu, roztargnieniu, a często w wielkim chaosie i wariackim biegu. Nawet już po trzysiestce wypadałam z domu z obłędem w oku i rozwianym włosem na głowie.
Dziś wielu ludzi sukcesu promuje celebrowanie poranków, łączenie się ze sobą, zanim faktycznie połączą się z całym światem. Znam nawet jedną moją Klientkę, która wstawała przed całą rodziną o nieludzko wczesnej porze i spędzała godzinę w łazience, ciesząc się dłuższą chwilą tylko dla siebie. Kiedy rozpoczynałyśmy zajęcia bladym świtem w jej firmie, zawsze zarażała mnie i wszystkich dookoła swoją niesamowitą energią.
Przez lata nie zdawałam sobie sprawy, że aby wyjść do ludzi i naprawdę porozumiewać się z nimi a nie tylko komunikować, trzeba najpierw założyć pelerynę dobrej energii (o tej energii pisałam już wcześniej też tu —> kliknij —> https://inspiratorka.pl/jakie-pozostawiasz-po-sobie-wrazenie/ ). Zagłębiając się coraz bardziej w samorozwój i treningi z umiejętności miękkich, w tym komunikację, aby stać się bardzo dobrym trenerem, zrozumiałam, że jest to podstawa, poprzedzona regularnym formowaniem swoistego nawyku. Tym nawykiem może być choćby codzienny szeroki uśmiech do lustra, dziki taniec przy ulubionych energetycznych rytmach czy, na przykład, kąpiel przy świeczkach zanim rozkrzyczane dzieci i mąż zaczną nas bezlitośnie nawoływać.
Kiedy prowadzę warsztaty z wystąpień publicznych każę przejść się moim uczestnikom na scenę energicznym krokiem a przed samym marszem proszę ich, żeby skakali lub robili przysiady. Te techniki, do których w sumie sobie sama doszłam intuicyjnie, pomagały mi obniżyć poziom stresu przy jednoczesnym podtrzymaniu wysokiej energii, która miała zarażać innych i angażować publiczność. Jesteśmy jej to winni. Tak, jesteśmy winni tę energię przede wszystkim sobie, a potem wszystkim osobom przebywającym z nami.
Odkąd zaczęłam świadomie zakładać płaszczyk dobrej energii jestem w stanie przebrnąć przez dzień ze zdwojoną energią, która mocno procentuje w relacjach z samym sobą i drugim człowiekiem. W mojej pracy, która opiera się w głównej mierze na intensywnej współpracy z ludźmi to praktycznie mus.
Dziś chcę abyś i Ty zadbał w pierwszej kolejności o siebie – o swoją energię, kontrolę nad swoimi myślami, uczuciami a potem oddał mi i innym nieco swojej pozytywnej energii – może być w porannym tańcu. Możemy się tak umówić?
Jak zwykle czekam na Wasze komentarze, reakcje a może i nawet subskrypcje na Inspiratorce. Tak, Wasza aktywność też dodaje mi paliwa do działania; bez niej nawet i mój dziki taniec na nic się zdaje 😉
A.